czwartek, 13 stycznia 2011

Aborcja. Ja i jej brzuch?

Niedawno miałam wątpliwą przyjemność doświadczyć zachowania społecznego, które intryguje mnie od dawna, a mianowicie dyskusji na tematy w których dyskutanci są stroną niezaangażowaną. Dyskusja owa budzi wrogość społeczną wobec osób, które mają czelność same decydować o swoim życiu wbrew ogólnie przyjętym zasadom, przez ogół postrzeganym jako moralnie naganne. Ocena owego ogółu, oraz brak zasadności przywołały na myśl rozentuzjazmowany tłum gotowy do linczu. Wspomniane zachowanie, jak i ten post, dotyczy aborcji. Tematu, który wzbudza skrajne emocje zarówno tak zwanych miłosiernych katolików, jak i feministek, które oprócz nazwy z feminizmem maja niewiele wspólnego.
Nigdy nie oceniałam kobiet poddających się aborcji. Dla jasności, nie mowie tu o niedojrzałych nastolatkach, które głośno krzyczą „Ja i mój brzuch”,  i nazywają siebie feministkami, choć tak naprawdę żadna szanująca się feministka nie uzasadni zabiegu usunięcia własnego dziecka, prawem które daje jej możliwość aborcji i troską o swój brzuch. Nie czarujmy się jest to podejście gówniarskie. Mój brzuch, o którym krzyczą wspomniane panie, moim zdaniem zaczyna się fizycznie dużo powyżej owego brzucha i czasowo, dużo wcześniej niż ciąża. Każda kobieta ma prawo decydować czy i kiedy będzie miała dziecko, dlatego wymyślono środki antykoncepcyjne, zaś traktowanie aborcji jako takiego środka jest zasadne tylko wtedy, gdy mózg kobiety spoczywa pomiędzy jej szeroko rozwartymi udami.
Odchodząc od tematu pseudo-feministek, wracając do aborcji ...
W pierwszą ciąże zaszłam nieplanowanie. Był to tak niedogodny dla mnie czas, że teraz patrząc wstecz mogę z całą pewnością stwierdzić, że idealnie wstrzeliłam się w największe zawirowania mojego życia i drugiego takiego okresu już nie było. Nie przyszło mi przez myśl usunięcie zapłodnionego jajeczka, gdyż dla mnie to nie było zapłodnione jajeczko. Dla mnie to było coś co za dziewięć miesięcy będzie moim dzieckiem. Część mnie. Dlatego aborcja byłaby dla mnie tak absurdalna jak odcięcie ręki na przykład, z powodu chęci noszenia tylko jednej rękawiczki. Urodziłam wspaniałą córkę, i pomimo że nie raz jako nastolatka dała mi w kość, nigdy tego nie żałowałam.
Moja koleżanka nie miała tyle szczęścia co ja. Urodziła dziecko, które dostało zapalenia opon mózgowych. Nie będę tutaj opisywała gehenny jaką przeszła będąc zaledwie osiemnastoletnią dziewczyną, ani gehenny jaką przechodzi jej dziecko, bo nikt kto nie był w takiej sytuacji, tego nie zrozumie. Przy drugiej ciąży zastanawiała się nad aborcją, zaś ja gorąco modliłam się abym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem.
Niestety życie bywa przewrotne. W kolejnej ciąży na którą oboje z mężem czekaliśmy długo, z racji mojego wieku (18+) zrobiłam badania prenatalne. Wynik tych pierwszych bezinwazyjnych wyszedł poniżej normy. Stanęłam przed wyborem. Badania inwazyjne, które grożą poronieniem, być może zdrowego dziecka, czy urodzenie takiego jakie ono jest. Jeżeli urodzenie kalekiego dziecka to co dalej? Czy z całą odpowiedzialnością dać życie człowiekowi, który nigdy nie będzie samodzielny, mając świadomość, że nie będę żyła wiecznie aby się nim opiekować? W imię czego skazywać tą istotkę na mękę przez całe jej życie?
To tylko parę pytań, które może sobie zadać przyszła matka.
O ironio, odpowiedzi na powyższe najchętniej udzielają osoby niezainteresowane. Ksiądz powie, że to grzech, polityk, że łamanie prawa a dewotka z kościelnej, pierwszej ławki gotowa obrzucić błotem, każdą matkę, która ma jakiekolwiek wątpliwości.
Jakie, więc pytania powinna zadać przyszła matka? Otóż następujące:
Dlaczego na temat aborcji głos najczęściej zabierają osoby których dany temat nie dotyczy? Co na temat wyborów kobiety może powiedzieć poseł po pięćdziesiątce, który głosował na ustawę antyaborcyjną? Co na ten temat ma do powiedzenia kobieta, która będąc mężatką urodziła czworo zdrowych dzieci? Kto wie jak czuje się szesnastoletnie dziecko dowiadując się, że jest w ciąży?
Oczywiście wiele rozsądnie myślących osób powie, że w uzasadnionych przypadkach aborcję można, niekiedy trzeba wykonać, karać zaś należy osoby, które tego zabiegu nadużywają.
Tylko po co je karać? Znam parę kobiet, które poddały się owemu zabiegowi. One mają karę do końca życia. Kiedyś jedna z pań powiedziała mi wprost „ za każdym razem kiedy patrzę na jakiekolwiek dziecko, zastanawiam się jak wyglądałoby teraz moje” Aborcja jest największą krzywdą jaką kobieta może sobie wyrządzić, i żadna egzekwowana przez państwo sankcja jej nie przebije.
Jaki z tego morał? Taki, że prawo do oceny innych przyznajemy sobie nader ochoczo, nie zawsze zaś znamy motywację i położenie w jakim oni się znajdują. Jestem pewna, że na świecie byłoby o wiele mniej nienawiści gdyby każdy zaczynał i kończył na rzetelnej ocenie samego siebie.